sobota, 17 września 2011

Wracałam sobie wczoraj z pracy cała w skowronkach i pomyślałam, że mam często ogromny natłok zupełnych pierdół, mniej lub bardziej kreatywnych, pierdół, którymi chciałabym się podzielić, ale nie mam gdzie (mój melancholijny, młodopolski wręcz momentami i dekadencki blożek zupełnie się do tego nie nadaje). 
Piątkowo-sobotnio-niedzielny nastrój to nastrój inny zupełnie od tych ołowianych tygodniowych, taki lekkozwiewnoniewiadomojaki, kiedy się po domu fruwa, wstając o dziesiątej, i bez najmniejszego pośpiechu pije kakao z zielonego kubka z rysunkiem gór przy akompaniamencie powtórek "Na wspólnej". Można wtedy na ten przykład nie robić zupełnie nic, a można też się odważyć na nowatorski obiad dla całej rodziny. Co często kończy się źle: przypalonym sosem czosnkowo-szpinakowym, chwilowym zwątpieniem, stwierdzeniem 'w cholerę, nie będzie obiadu', sprostowaniem 'oj dobra, to zrobię inaczej' i uratowaniem domowniczych żołądków czymś, co daje się zjeść, chociaż nie jest niebem dla podniebienia. Potem snując się w kapciach urządzić sobie można telewizyjny maraton, na który nie ma czasu w tygodniu, oglądając sympatyczne bądź nie do końca wydarzenie sportowe - jak choćby dzisiejszy mecz półfinałowy ME w siatkówce Polska-Włochy. Można z niemałym rozbawieniem odkryć, że Kasia Tusk właśnie nauczyła się gotować rosół, co odnotowała na swoim popularnym blogu. Można wreszcie coś napisać, żeby nie zapomnieć, jak się to robi. 
I założyć bardziej radosnego blożka niż dotychczasowy. 





I don’t know what went wrong
‘cause nothing’s been even said or done
I don’t how ‘bout you
But I’d love to take part in our chapter two!

nice nice? :)

Blogger templates

Obsługiwane przez usługę Blogger.
 
Twitter Facebook Dribbble Tumblr Last FM Flickr Behance