niedziela, 22 września 2013

Terapeutyczna pisanina w oczekiwaniu na

| | 6 komentarze
Jest teraz dzień jakby kanciasty, pachnący papierem pakowym i drucianą siatką. Od tego zapachu umierają pszczoły. I wiem, że niedługo przyjdą kolory zamglone, sine, kolory ziarniste, sypkie i ruchome. Na razie jednak świeci słońce i ogarnia mnie strach, bo jesień jest zawsze oczekiwaniem na. Oczekiwaniem napiętym do granic możliwości z początkiem września, żeby wyschnąć, skruszeć i rozwiać się na wietrze pod koniec listopada.

Tak o panującej w naszej szerokości geograficznej od wczoraj porze roku pisze jedna z finalistek tegorocznej Nagrody Literackiej Nike, Kaja Malanowska. Patrz na mnie, Klaro! to dobra powieść, przede wszystkim pod względem językowym - przeplatają się w niej trzy, stylistycznie zupełnie od siebie różne, narracje, a każda z nich jest przemyślana i dopracowana. Zamętu nie ma, jest niepokój, niejasność, refleksyjność... Ze względu na tematykę wydaje się jednak, że ten utwór skierowany został przede wszystkim do kobiet - i z tego powodu w wyścigu po Nike wspieram kogoś innego. Ale nie o tym chciałam napisać. (W zasadzie - o tym też, ale w swoim czasie.) Nawiązując do powyższego cytatu - bardzo mnie urzekł, bo dawno nikt tak nie oddał mojego jesiennego stanu, nikt go tak dobitnie nie nazwał: oczekiwanie na - chciałam, jak rok temu, napisać, na co czekam. Spokojnie - tylko w dziedzinie kultury, innych oczekiwań uzewnętrzniać nie zamierzam.

Zacznę od literatury, bo na tym polu szykuje się kąsek szczególnie smakowity dla ludzi mojego pokroju, tj. dla psychofanów polskiego reportażu, a przede wszystkim Wojciecha Tochmana. Współpracując z przenikliwym fotografem Grzegorzem Wełnickim, od ponad dwóch lat uparcie przemierzał on Filipiny, jak zwykle stawiając - sobie, rozmówcom, przyszłym czytelnikom - pytania bez odpowiedzi. Efektem tej współpracy jest Eli, Eli, książka ponoć zarazem zupełnie inna, jak i łudząco podobna do opowieści z Ruandy czy Bośni. Premiera już 9 października. Po wakacjach spędzonych na nadrabianiu tochmanowych zaległości - wiem, że warto. W temacie reportażu zaś chwilę jeszcze pozostając - ciekawa jestem także innej, zbliżającej się do księgarń nowości spod szyldu Wydawnictwa Czarnego. Już w najbliższą środę wychodzi bowiem Wanna z kolumnadą - czwarte dziecko bodaj najbardziej przebojowego reportera ostatnich miesięcy, Filipa Springera. Jak sam twierdzi, porusza go kwestia polskiej przestrzeni i grzechów, które - na niej popełnione - zaowocowały kiczem, brzydotą i chaosem. Czy da się wyczarować fascynującą opowieść, bazując na mniej fascynującym temacie? Jeśli jest się Springerem, nie wątpię, że jest to możliwe. W moim przypadku o konieczności pochłonięcia tej lektury przesądził chyba jednak ten krótki filmik: powściągliwa radość autora. Miłość, serduszka, zachwyt.

Wydarzeniem literackim, w które po raz pierwszy realnie się zaangażowałam (ach, ten rok na polonistyce!), jest wspomniana już na początku Nagroda Literacka Nike, której laureata poznamy 6 października. Z finałowej siódemki przeczytałam pięć pozycji (nie udało mi się dorwać tylko reportażu Katarzyny Surmiak-Domańskiej i pierwszego w historii komiksu nominowanego do Nike autorstwa Macieja Sieńczyka) i, mając taką bazę, z całego serca kibicuję Szczepanowi Twardochowi i jego Morfinie. Żeby się dobrze zrozumieć - nie umiem (i pewnie się nie nauczę) porównać takiej prozy z tomikiem poetyckim Justyny Bargielskiej, zaś pozostałe powieści (Noc żywych Żydów Igora Ostachowicza, Ciemno, prawie noc Joanny Bator i Patrz na mnie, Klaro! Malanowskiej) są naprawdę dobre, ale w każdej z nich szczególnie dobry okazuje się po prostu któryś element. U Twardocha zaś zachwyciła mnie całość - styl, język, temat, bohater, elementy świata przedstawionego. Wydaje się, że jest faworytem - ale różnie to z Nike bywa. Okaże się za dokładnie dwa tygodnie.

Żeglując po niespokojnych wodach tego tekstu, zawinę na chwilę do teatralnego portu - i choć wielką znawczynią tematu nie jestem, na deskach lubelskich ośrodków zawsze znajdzie się coś ciekawego. Pod warunkiem, że zacznie się szukać. Wczoraj zawitałam po raz pierwszy (i to od razu w charakterze współpracownika) do Czytelni Dramatu, która projektem jest nietypowym. Reżyser Daniel Adamczyk i jego aktorzy biorą na warsztat dramat współczesny i zajmują się czytaniem perfomatywnym. To coś więcej niż zwykłe czytanie, ale wciąż mniej niż zwykły spektakl - i chyba w tej przejściowości tkwi sekret atrakcyjności przedsięwzięcia. Jazz rosyjskiego dramaturga Konstantina Kostienki, niejasna sztuka ocierająca się o teatr absurdu, nabiera niezwykłej mocy czytana przez ludzi, którzy znają się na rzeczy. Nie znam dalszych planów Daniela, ale za co by się nie zabrał - czekam na to niecierpliwie. A z innych nadchodzących perełek - koniecznie chcę wybrać się na Lód w reżyserii Janusza Opryńskiego (premiera dzisiaj w Centrum Kultury). To sceniczna adaptacja powieści Jacka Dukaja o tym samym tytule. Akcja wydaje się ambitna każdemu, kto choćby widział tę książkę. I jej objętość. Przenieść przeszło tysiąc stron powieści political fiction na teatralną scenę - to musi być niezwykłe. Planuję przekonać się o tym na własne oczy podczas 18. Międzynarodowych Konfrontacji Teatralnych (w tym roku w dniach 12-19.10.)... ale czy niknąca w oczach zawartość portfela na to pozwoli? Zobaczymy.

Filmowo, jak wiedzą ci, którzy mnie znają, jestem kompletnym laikiem, chociaż wakacyjne miesiące nieco mnie zmieniły. Obejrzałam kilka dobrych, kilka zupełnie kiepskich filmów, a przede wszystkim - parę zwiastunów, zachęcających do wysupłania kilkunastu złotych na kino. Nie zamierzam jednak udawać, że się na tym znam, mogę co najwyżej podzielić się własnymi sympatiami czy wrażeniami. Najbardziej w tej materii, jak każdy lublinianin, czekam oczywiście na otwarcie Multikina przy Olimpie, zapowiadane na koniec października. Jutro z okazji poniedziałku i tańszych biletów w jednym z (póki co) dwóch lubelskich iluzjonów wybieram się na W imię... Małgorzaty Szumowskiej. Zawsze - chociaż nie wiem, jaka jest tego przyczyna - poruszał mnie temat homoseksualistów w filmie, a poza tym uwielbiam Andrzeja Chyrę. Może ta produkcja wpłynie pozytywnie na moje pierwsze kroki w wędrówce po współczesnej kinematografii, kto wie. Ponadto mam wielką ochotę zobaczyć Wałęsę - premiera 4 października. Dobry czy zły - na pewno będzie to film ważny, sądzę więc, że należy przekonać się o jego wartości osobiście.

W temacie seriali - wydawało mi się, że - po cliffhangerach w finale poprzedniego - będę czekać niecierpliwie na ostatni sezon How I met your mother; że będę chciała przekonać się, jak jeszcze można zrujnować fabułę Glee; że jakoś będę emocjonować się dalszymi perypetiami Jess i Nicka w New Girl... Tymczasem po tym, co zaserwowano mi w piątym sezonie Breaking Bad, wszystkie inne tasiemce wydają mi się miałkie i niewarte mojego czasu. Zdecydowanie najbardziej czekam na dwa ostatnie, finałowe odcinki BB, dzięki miłosierdziu producentów wydłużone do 75 minut. Kto oglądał, wie, o czym mówię, kto nie oglądał, powinien rzucić wszystko i zacząć zaraz po przeczytaniu tego postu do końca.

Który zbliża się nieubłaganie i tak naprawdę szczerze wątpię, czy któryś z Czytelników zabrnął w moich pokrętnych wywodach aż do tego miejsca. Nie jest to bowiem wywód w żadnym wypadku wartościowy, dotykam tylko kilku kulturalnych tematów, które jakoś wydały mi się ważne, a że nadeszły bezlitosne rainy days, wracam do pisania, które - jako jedyne - skutecznie ucisza burze wewnętrzne. To dobra terapia. Dziękuję, jeśli zechcieliście w niej uczestniczyć (jak jacyś duchowi masażyści). 

6 komentarze:

  1. Mamo, ciarki przeszły wzdłuż i wszerz. Ten fragment o jesieni jest i d e a l n y.

    Poza tym cieszę się, że taka notka, nie ukrywam iż wszelkie refleksje literacko-teatralno-filmowe są bliskie memu sercu. Muszę się kiedyś wybrać na "Czytanie Dramatu" zbieram się w sobie od pewnego momentu. No cóż... zobaczymy co "jesienne czekanie" pokaże. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Dokładnie takie same są moje odczucia, jeśli chodzi o tę porę roku... Przeczytaj Malanowską, sądzę, że Ci się spodoba, piękny język.

      A na Czytelnię zapraszam, co prawda nie wiem, kiedy następne czytanie, ale będę informować - naprawdę warto ;)

      Pozdrawiam również, beijinhos! ;)

      Usuń
  2. Bardzo Ci topnieją hajsy? Może podzielimy się zakupami i ja kupię Springera a Ty Tochmana (bądź vice versa), poczytamy i powymieniamy się? Bo ja muszę z wykrzyknikiem zdobyć ktoregoś z panów. Pomijam już miliard innych snakołyków tej jesieni / zimy - Jagielski, Stasiuk, dzienniki Osieckiej, Urbankowa biografia Tuwima etc. etc...

    Aha. BB zaczynam od pazdziernika, it's official. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wspaniały pomysł! Podzielmy się, bo nie wyrobimy. :D
      Oglądanie BB - yeah, bitch! :D

      Usuń
  3. Kulturalna jesień zapowiada się w każdej dziedzinie :) Narobiłaś mi apetytu na lekturę Twardocha już po raz drugi. Chętnie sprawdzę też co dzieje się w zmartwychwstałym CK, więc jeśli będziesz potrzebowała towarzystwa przy jakimś nadchodzącym wydarzeniu to piszę się :)

    PS: BB bez agenta dowodzącego Sch. rozerwało mi serducho. Boję się tych ostatnich odcinków...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, w CK będzie się - wydaje się - sporo działo, więc na pewno dam znać ;) A Twardocha czytaj, czytaj (mogę Ci podesłać e-booka, jeśli chcesz ;)
      A co BB - mam tak samo! Ta scena, w której zginął, o matko... Też się ich boję, ale przy tym mam pewność, że będą genialne.

      Usuń

Blogger templates

Obsługiwane przez usługę Blogger.
 
Twitter Facebook Dribbble Tumblr Last FM Flickr Behance