Proszę trzymać za mnie BARDZO mocno kciuki we wtorek i w piątek. Proszę. )
***
Kilka moich ostatnich wyjść do Teatru im. Juliusza Osterwy kończyło
się mniejszym lub większym rozczarowaniem. Zapowiadający się
nieźle Bóg Woody'ego Allena
w lubelskiej adaptacji stał się sztuką dość mierną, zaś
Pakujemy manatki według
dramatu Hanocha Levina podziałało na widownię lepiej niż
relanium. I kiedy wydawało się, że czas zmienić kierunek
teatralnych poszukiwań, wiarę w możliwości tej największej
lubelskiej placówki przywrócił spektakl pozornie zwyczajny, może
nieco banalny i skierowany do młodszej publiczności. Nic bardziej
mylnego.
Strzałem w dziesiątkę okazało
się nawiązanie współpracy z reżyserem Pawłem Aignerem, który
wziął na warsztat Księcia i żebraka
Marka Twaina. To historia kultowa, książka znana czytelnikom na
całym świecie, od dawna należąca do kanonu literatury dziecięcej
i młodzieżowej. Nie trzeba chyba szczegółowo przypominać jej
fabuły – oto na dwór angielskiego króla przypadkowo trafia
nastoletni żebrak Tomek Canty, łudząco podobny do księcia
Edwarda. Chłopcy zamieniają się ubraniami, nieświadomi dalszych
konsekwencji takiej decyzji... Adaptacją sceniczną powieści Twaina
zajęła się Malina Prześluga i przyznać należy, że wykonała
swoją pracę wyśmienicie. Z racji tego, że odchodzi ona dość
daleko od tekstu oryginału (do czego nawiążę w dalszej części
tej recenzji), udało jej się ożywić i unowocześnić (ale
rozsądnie i bez zbędnej przesady) opowieść przez liczne aluzje do
aktualnej sytuacji politycznej, kulturowej czy nowinek
technologicznych, a przede wszystkim – przez wprowadzenie do
scenariusza dowcipnych i zgrabnie napisanych piosenek. Teksty do
świetnie oddającej klimat produkcji muzyki Piotra Klimka robiły na
publiczności (w większości w wieku szkolnym) duże wrażenie –
gdzieniegdzie wybuchano śmiechem, rytmicznie przytupywano czy nawet
podśpiewywano razem z artystami.
Ci ostatni spisali się tym razem na medal. Najjaśniej rozbłysła
chyba gwiazda Daniela Dobosza, odtwórcy roli Tomka Canty'ego, czyli
tytułowego Żebraka. Młodemu aktorowi udało się w tym spektaklu
zaprezentować wszystkie swoje atuty – opanowanie i pełną
ekspresji mimikę, precyzję ruchu scenicznego, doskonałą dykcję,
a nawet wokal na przyzwoitym poziomie. Niewiele ustępował mu inny
Daniel, tym razem Salman, który wcielił się w postać Księcia
(swoją drogą, co za uroczy zbieg okoliczności, że aktorzy
kreujący tych dwu tak podobnych do siebie bohaterów noszą to samo
imię!). Imponująco zaprezentował się przede wszystkim w
niełatwych scenach pojedynków, które wymagały od niego ogromnej
zręczności i choćby podstawowej umiejętności władania szpadą
(cóż z tego, że to tylko teatralny rekwizyt). Na uwagę zasługują
także odtwórcy ról drugoplanowych, jak jedna z sióstr Tomka
(Halszka Lehman), przedsiębiorczy biskup (Jerzy Kurczuk) czy będący
narratorem całej historii hrabia Norfolk (Witold Kopeć).
Najmocniejsza strona większości
spektakli wystawianych w ostatnich latach w Teatrze im. Osterwy –
scenografia – nie zawodzi i tym razem. Za jej podstawę posłużyły
w Księciu i żebraku
stare, drewniane okiennice i futryny. Dzięki ich odpowiedniej
konfiguracji i sprawnej transformacji w trakcie trwania sztuki udało
się twórcom oddać zarówno klimat zbytkownego, opływającego w
złoto i brylanty dworu królewskiego, jak i mroczną atmosferę
półświatka londyńskiej dzielnicy nędzy. Liczne ruchome elementy
wystroju sceny z pewnością przyczyniły się do lepszej recepcji
przedstawienia wśród młodych widzów, których na widowni – z
racji ostatniego dnia w szkole przed rozpoczęciem ferii zimowych –
znalazło się całkiem sporo.
Istotnym wątkiem, o który warto
zahaczyć, podsumowując ocenę Księcia i żebraka,
wydaje mi się właśnie problem, który postaram się zawrzeć w
formie pytania: czy jest to sztuka dla dzieci? Pod wieloma względami
na pewno tak – to adaptacja powieści, która została napisana z
myślą o najmłodszych. Barwne kostiumy i rekwizyty, dynamika akcji
i wychodząca poza ramy sceny, momentami interaktywna gra aktorska –
wszystko to sprzyja odbiorcy dziecięcemu. Wątpliwości budzić mogą
jednak wspomniane już wcześniej aluzje zrozumiałe tylko dla
dorosłych, przemycone między wierszami refleksje na temat ludzkiej
egzystencji (w tym rozbudowane nawiązanie do barokowego dramatu
Życie snem Pedro
Calderona), a nade wszystko zakończenie, które z prostym
dydaktyzmem ma niewiele wspólnego. Tu bowiem dochodzimy do momentu,
w którym wersja zaprezentowana w Teatrze im. Osterwy znacznie różni
się od tekstu powieści Twaina – w nowym ujęciu nie dochodzi do
przywrócenia „status quo” sprzed zamiany miejsc. Tomek, żebrak,
rozsmakowany we władzy nie decyduje się na oddanie angielskiej
korony jej prawowitemu dziedzicowi i zostaje królem. Co dzieje się
ostatecznie z Edwardem? Tego nie wiemy – możemy się tylko
domyślać, że kończy w Tower... Książę i żebrak
po lubelsku urasta więc do dramatu o władzy i przemożnym jej
wpływie na ludzkie życie; ponadto staje się pogłębioną,
pesymistyczną refleksją nad faktem, że często to jednak szata
zdobi człowieka.
Wydaje się jednak, że to
ostateczny argument przemawiający na korzyść tej sztuki.
Obserwując reakcje zgromadzonych na widowni dzieci, mogę
stwierdzić, że dynamiczny spektakl z pewnością ich nie znudził;
jako przedstawicielka dorosłego już niestety audytorium również
bawiłam się świetnie. Różnica wieku bez wątpienia wpływa na
sposób postrzegania Księcia i żebraka,
zarówno młodzi, jak i starsi wyjdą jednak z teatru zadowoleni i w
jakiś sposób ubogaceni. Przyznam szczerze, że rezerwując bilety
na tę sztukę nie spodziewałam się fajerwerków – jakże mile
zostałam zaskoczona! Drogi „Osterwo” - podążaj tym szlakiem.
To właściwy kierunek.
Recenzja prima sort. Kciuki będę trzymać tak mocno, jak to tylko możliwe. ;)
OdpowiedzUsuń