wtorek, 5 maja 2015

... a z majem bzy?

| | 1 komentarze
Bardzo często sięgam po daleko idące uproszczenie i mówię ludziom: a, bo ta moja wiocha, a, bo na mojej wsi... Otóż to w gruncie rzeczy wierutne kłamstwo. Miejsca, w którym od kilku lat mieszkam, nie można nazwać terenem miejskim (choć dojeżdża do nas - przy sprzyjających wiatrach - autobus ZTM), ale z pewnością nie jest ono też wsią. Jest sztucznym betonowym tworem wśród pól, stanem przejściowym, ni psem, ni wydrą, sypialnym koszmarkiem, gdzie dobrze czują się tylko rodziny z małymi dziećmi (do czasu, kiedy dzieci podrastają i trzeba posłać je do szkoły, której w pobliżu nie ma), emeryci (chyba, że muszą jechać do lekarza) oraz moi rodzice (zawsze; poza momentami, gdy akurat wali gnojówą i nie da się otworzyć okna). Nieszczęsnym przedmieściem w rodzaju tych opisywanych przez Springera w "Wannie z kolumnadą". 

Zapewne powiecie - a co to za różnica? Przedmieście, wieś, co tu się pieklić, a komu to potrzebne? I w sumie macie słuszność, jest to temat niemal równie jałowy, co rozważania, na kogo zagłosować w wyborach prezydenckich. (Nie biorę własnego długopisu, bo sarnie z krzesłem na głowie i tak na nic się to zda.)
Ale czasem coś człowieka uderza. Że coś go ominęło, bo mieszka w tej nienaturalnej enklawie po drodze na Łęcznej. Mistrz ogarniętości siedzi w niespodziewanie wolny wtorkowy poranek przed telewizorem, poprawia welurowy szlafroczek, pogryza ciemny chleb z serem typu feta i ogląda "Śpiewające fortepiany" na TVP Rozrywka. Mim Ireneusz Krosny (który skończył teologię na KUL! swój ziom) oraz pokaźnych rozmiarów wokalistka Brathanków rozwiązują rebusowe zadanie muzyczne i intonują "Piechotą do lata" Beaty i Bajmu. Znów przyjdzie maj, a z majem bzy...
Zaraz, zaraz. Maj już przyszedł. Czy ja widziałam w tym roku jakieś bzy? Gdzie są bzy?




Tymczasem bzów nie ma. Na moim nowym, wspaniałym osiedlu przedmiejskim bzy nie istnieją. Bez, zmyślny krzaczek, potrzebuje trochę czasu, żeby się zadomowić, chętnie to robi przy wiejskich domach, ale też przy blokach w starych dzielniach. Ale tutaj, w naszym stanie przejściowym, nie przewidziano opcji "zadomowienie". Sadzi się jakieś nędzne krzaczyny, które i tak nie mają szans wzbić się nad poziom trawy, bo rozpędzony koleś z kosiarką, któremu pewnie płacą z szóstkę za godzinę, jakoś specjalnie ich nie omija. Są też mikroskopijne klony i anemiczne modrzewie, sadzone co roku od nowa małe sosenki, które jakby czuły, że ich obecność jest tu wszystkim zupełnie obojętna. Kwestia zieleni osiedlowej została rozwiązana zasianiem trawy.

Mhm, taka jest kolej rzeczy, Rome wasn't built in a day, może kiedyś coś urośnie, drzewa i krzewy rosną wolniej niż ludzie. Ale mnie, dzieciaka wychowanego na tonącej w drzewach, krzewach, trawach i kwiatach Kalinie, uderza nagle, że nie widziałam w tym roku bzów. Ani akacji, ani forsycji, ani pączków na wierzbie, a podczas późniejszych spacerów po dzielni nie zaciągnę się narkotyczną wonią jaśminu. A wszystkie one rosły na Okrzei w promieniu dziesięciu metrów od mojego bloku. I te borkowe dzieciaki, które na razie są małe, a niedługo będą duże i spędzą tysiące godzin w autobusach, dojeżdżając do lubelskich szkół, nie będą wiedziały, że kwiatuszek bzu o nieparzystej liczbie płatków przynosi szczęście, a jaśmin pachnie co prawda cudownie, ale lepiej nie przynosić go do domu, bo cała rodzina zapadnie na duszną bezsenność.
Serdecznie im współczuję. Tak to jest przenieść się za miasto, żeby być bliżej natury.


Przeszłam się dzisiaj po Lwowskiej dla uspokojenia duszy. Bzy zaliczone, uff. I wiecie co, bo ludzie to mi mówią, że krakowska wiosna jest taka piękna, hoho, no przyjedź, zobacz. Kiedyś byłam, widziałam, potwierdzam - jest urocza. Ale przejdźcie się po lubelskim Śródmieściu, Kalinie, Tatarach albo starym LSM. Zaręczam, że jest co najmniej tak samo pięknie. Doceniajmy. Swoje chwalmy.
Bzy, krzaczeńki moje, jesteście jak zdrowie,
Ile was trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto was stracił...




PS - Przypadkowo usłyszałam na mieście, że Mariana posadzili i wieść ta dogłębnie mnie poruszyła, choć nie znam Mariana. Ale jak się nie wzruszyć zdaniem Idę wczoraj do Mariana, pytam, czy jest Marian, a tu go nie ma i jeszcze długo nie będzie, no jak? Długo szukałam takiego zdania. Opowieści piszą się same, czas zdjąć słuchawki z uszu.

1 komentarze:

  1. Zgadzam się z Tobą w 100% Kasiu, nie ma bzów nie ma wiosny! Ot co! A na LSM pięknie pachnie bzami, które już zdobią osiedla. I nawet jak się idzie na UMCS to bzów jest masa!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Blogger templates

Obsługiwane przez usługę Blogger.
 
Twitter Facebook Dribbble Tumblr Last FM Flickr Behance